Już znowu tęsknię. Lecimy wlasnie teraz nad Morzem Śródziemnym, po kilkugodzinnym przystanku w Amsterdamie, wczesną nocą bedziemy już dziś w domu.
Wspaniały wyjazd, dorównujący temu sprzed roku.
Co takiego sprawia, że TU OD RAZU CHCE SIĘ WRACAĆ ??? Że pobyt tu doładowywuje „akumulatory” na cały kolejny rok?
Nowi ludzie poznawani na kenijskiej ziemii?
Mistrzowie, którzy jak się okazuje, są normalnymi ludźmi?
Stadion Kamariny, chyba jedyny taki na świecie, z taką „własną duszą”….
Trasy biegowe pokryte czerwoną ziemią, po której bieganie nabiera jakiegoś nowego, niemalże mistycznego wymiaru?
Klimat (w sensie dosłownym) – idealna temperatura, idealna wilgotność powietrza…?
Nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. To, co najsilniej nie daje mi spokoju, to fakt istnienia dwóch zupełnie innych światów.
My, Europejczycy, możemy sobie teraz siedzieć w Boeingu 777 lecącym właśnie nad Sycylią (na zdjęciu w oddali – Etna) i korzystając z usługi wi-fi flight wykorzystywać media społecznościowe do uzewnętrzniania naszych przemyśleń.
Oni zaś, mieszkańcy wiosek kenijskich, nie będą zapewne nawet nigdy o takich przybytkach luksusu marzyć. Ich definicja luksusu jest inna. To na przykład nowa para butów biegowych, to każde tysiąc szylingów kenijskich. To posiadanie elektryczności i bieżącej wody.
————–
Drodzy czytelnicy mojego bloga. Korzystając z okazji, chciałbym Wam bardzo podziękować, że zaglądacie tu czasami. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo mnie to dodatkowo mobilizuje 🙂
Dla mnie zarówno bieganie, jak też spisywanie tego wszystkiego, czego doświadczam, stanowi pewnego rodzaju totalną odskocznię od codziennych problemów związanych z pracą w ogromnej korporacji. To tak tylko, nieco może pompatycznie, ale za to szczerze. Trzymajcie kciuki, w kwietniu chciałbym pokusić się o wynik, który jeszcze całkiem niedawno nawet mi się nie marzył. I powodzenia wzajemnie!!!