2014.03.23 Półmaraton Pabianice 1:17:40 – życiówka z nutą niedosytu

Jestem umiarkowanie zadowolony. Celem było złamanie 1:17, to pozwoliłoby na umocnienie się w przekonaniu, że „jestem na 2:41:59” trzynastego kwietnia. Jak wyszło? 1:17:40. 14 miejsce OPEN na prawie 1000 startujących, 2 miejsce w kategorii M40. Zabrakło 40 sekund. I dużo i mało zarazem. Na każdym kilometrze o 2 sekundy za wolno. Mimo wszystko, zaliczam sobie ten test. W końcu jest życiówka – ta z jesieni została poprawiona o 40 sekund. Zaliczam sobie ten test również dlatego, że dobrze mi się biegło. Równo, pewnie. Wydaje mi się, że technicznie nieźle. Swobodny, długi krok, pamiętałam o pracy rąk. Taktycznie też w porządku – bez reagowania, gdy ktoś tam przyspieszał. Kolega przede mną na przykład strasznie szarpał. Gdy dobiegaliśmy do kolejnej tabliczki kończącej kilometr, przyspieszał, żeby się zmieścić w zakładanym czasie. Potem zwalniał. Bez sensu. Ja biegłem swoje. Ale to „swoje” oznaczało dziś tempo 3’41 a nie 3’39. Na tyle właśnie się czułem.

Pierwszą dychę zrobiłem bezstresowo, z pełną kontrolą. Kiedy po około 13 kilometrach zacząłem czuć nieco cięższe nogi, powtarzałem sobie w myśli: „lecisz spokojnie, luźno, nie dokręcasz śruby!”. Pomagało. Na jakimś 15 kilometrze „spotkaliśmy” jednego z czołowych polskich długodystansowców Michała Kaczmarka, który mieszka w tych okolicach.  Michał kończył właśnie niedzielne wybieganie. Zaproponował, że może nas trochę pociągnie 🙂 Na 18 kilometrze byłem już pewny, że dam radę utrzymać tempo. Ostatni kilometr przyspieszyłem nieco, zrobiłem go w tempie 3’34. Cały dystans przebiegłem w niemal identycznym tempie 3’41-3’42, nie licząc odchyleń przy podbiegach i zbiegach oraz wspomnianego finiszu.

Trasa i organizacja bardzo ok. Start i meta na stadionie – fajnie, super klimacik. Na ulicach Pabianic i w kilku miejscach na trasie – świetny doping. W tym miejscu pozdrawiam szczególnie rodzinę Grzegorza, która zawsze kiedy tylko biegnę w okolicach Łodzi, gorąco mnie dopinguje.

Przed samym startem trochę mi żal było kolegi z Afryki (z twarzy – chyba Kenia), który, nie dość, że marzł w oczekiwaniu na start, to jeszcze musiał znosić prośby kolejnych kibiców i zawodników, którzy prosili go o wspólne zdjęcie. Kolega z Afryki stanowił niewątpliwą atrakcję. Moim zdaniem straszny obciach.

Jeszcze słowo o pogodzie – podczas całego biegu trochę padało, ale wiatr był słaby. Około 10 stopni ciepła. Moim zdaniem były niemal idealne warunki. Zamawiam identyczną na Orlen i powinno być dobrze.

20140324-160300.jpg

Ten wpis został opublikowany w kategorii Moje bieganie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz